wtorek, 11 marca 2014

"True Detective" (co w wolnym tłumaczeniu oznacza "Geniusz")


Myślę, że jedno słowo wystarczyłoby, żeby opisać serial ów ale, że jestem gadułą, nie będzie tak lekko.
To słowo to oczywiście "geniusz". Tadam!!!! Dziękuję, do widzenia, zapraszam ponownie.
Ja naprawdę uwielbiam seriale i widziałam ich w swoim życiu całe mnóstwo. Ale w każdym było coś nie halo. A to jakaś końcówka do bani, a to scenariusz zamulający, a to, co rusz "jaaakiii bezsennsssss".
No i wreszcie pojawili się oni. Rust i Marty we własnych jakże zajebistych osobach.
O czym? O dwóch najlepszych detektywach ever! Guzik mnie obchodziło kto zabijał i dlaczego. Najważniejsi dla mnie byli oni i ich ociekająca zajebistością relacja. Taka prawdziwa męska przyjaźń, co to umiera, żeby po latach wrócić ze zdwojoną siłą (wiem, żałosne).
Tradycyjnie, po kolei, bo się zamotam.
Po pierwsze. Aktorzy. Matthew McConaughey, czyli maderfakier ostatnich miesięcy. Genialna postać, świetnie zagrana, mam wrażenie, że M.M. wyniósł się tutaj na wyżyny i bardziej się już nie da.  Wyciągnął z Rusta wszystko, co można było wyciągnąć, rozłożył gościa na czynniki pierwsze.
Woody Harrelson grający Marty'ego równie świetny. Postać fajna, wiadomo, że kocham miłością dozgonną Rusta ale Marty zły nie jest. Detektyw z niego taki se. Tu coś poderwie w przydrożnym barze i żonę zdradzi. Tu się napije. Tu w ostatnim odcinku wpadnie na trop i rozwali system. Taki tam, wiecie, ojciec Mateusz:).
Razem - duet idealny. Lepszego nie widziałam i pewnie nie zobaczę. Dialogi, cała ta "sucha" relacja. No i najlepsze fakolce w historii kina:):). Szczególnie te z ostatniego odcinka.
Po drugie. Zdjęcia. Czy było w tym serialu jedno słabe zdjęcie? Pół królestwa i konia temu, kto mi takowe znajdzie. Targały mną emocje. Oj, targały. Pokazali mi najstraszniejszą dziewczynkę, która śni mi się średnio co dwie, trzy noce. Pokazali taką zieloność, która brzydzi i boli. A już ten końcowy przelot nad wszystkimi ważnymi dla śledztwa miejscami - epa, panie!
Po trzecie. Historia. Ludzie, jak ja czekałam na każdy poniedziałek ze ściśniętym żołądkiem. I to nie chodzi o to, kto i dlaczego. To chodzi o dochodzenie do wszystkiego, o szukanie, o te wszystkie dziwne miejsca, o te twory z gałęzi, o ten notatnik Rusta, o te wizje, dialogi. Nie ma tu jakichś zaskakujących twistów, nie okazuje się nagle, że główny bohater jest mordercą, czy coś w ten deseń, nie nie i jeszcze raz nie. I dziękuję panie reżyszerze za ten ostatni odcinek. Dziękuję za to ukręcenie nosa tym wszystkim szukającym na siłę i spodziewającym się nagle nie wiem czego ("na pewno żona jest przywódcą sekty!!!", "na pewno Rust jest yellow kingiem!!!", "ja myślę, że dziadek molestował córkę!!", bitch, please...).
Czekałam na taki serial. Czekałam na taki film. Bo to było 8 filmów. Wciągających jak błoto. 8 kompletnych filmów, bez nudy, bez ściemy. 8 najlepszych filmowych tygodni w moim życiu. Serio, serio.
I nie napiszę o co sprawa się toczy. Nie napiszę po co to śledztwo. Nie ma lekko, trzeba zobaczyć.
I teraz jeszcze dwie sprawy. Pierwsza to długie ujęcie prowadzące mnie przez nieciekawą dzielnicę, dom, do samochodu. To jest majstersztyk. Długie ujęcia, w moim odczuciu, wymagają naprawdę genialnych reżyserów, aktorów i pomyślunku. Widziałam jedno takie w "Ludzkich dzieciach". Szczęka z hukiem roztrzaskała się o me panele. Przy "True Detective" roztrzaskała się razy dwa. I jeszcze sobie potem przeczytałam, że było tylko 9 dubli! Ajm in heeeveeenn!!!! Weźcie, pokazujcie to studentom szkół filmowych. Błagam.
Druga sprawa to muzyka. Wałek otwierający jest prześwietnie, kowbojsko, klimatycznie świetny. Wszystkie wałki towarzyszące, czysta Luizjana. Miód na me wiecznie narażone na wielki ryk i hałas uszy. Słuchajta!
https://www.youtube.com/watch?v=p4zluA60hjs
Poza wszystkim, napiszę jeszcze, że tak coś mi pod skórą mówi, że Matthew Oscara zgarnął za ten serial. I niech chłopak ma!
Reasumując. Trzeba, obowiązkowo serial ten zobaczyć. Ja wiem, że zawsze tak piszę ale teraz sprawa ma się zupełnie inaczej. To jest dzieło. Z wielkim żalem (albo i nie) stwierdzam iż The Wire traci swą wieloletnią pozycję lidera. Macha mi na pożegnanie i grzecznie udaje się na miejsce numer dwa i ustępuje swemu młodszemu jakże zajebistemu koledze. Wiwaty! Owacje na stojąco! Chwila dla fotoreporterów!

PS. Najbardziej ubawiłam się czytając te wszystkie rozkminy. Wszystkich zainteresowanych zapraszam tutaj http://forum.film.org.pl/Thread-True-Detective-HBO. Czyta się to momentami fantastycznie. Uwielbiam rozkminy. Ryli.
PS 2- Panie Patryku z http://ponapisach.blogspot.com/ no miał pan rację! Trza się było założyć o kosiarza i samochód byłby pana! Czy tam roczny zapas przypraw:).