poniedziałek, 30 czerwca 2014

Filth


Oj, jak ten film długo na mnie czekał. Musiał nabrać mocy urzędowej. Nabrał wczoraj. Wieczorem dokładnie. Oj, jak on nabrał...
Premiery w Polsce nie ma. Bo po co? Mamy przecież Białowąs, Rosłaniec i świetne seriale umilające nam czas. Kinematografia w Polsce stoi na tak wysokim poziomie, że jakieś tam podrzędne filmidło wyprodukowane w Grejt Brityn mogłoby tę naszą wspaniałość zaburzyć, a fe, fe ohydo! 
Ja jednak lubię się zamęczać, powiedziałam sobie zatem "nooooooo dooooooooooobraaaaaaaa, obejrzęęęęę bleeeeeee" ;).
Zasiadałam z nastawieniem, że to taki "Trainspotting" dzisiejszych czasów, tak się naczytałam w internetach ale, na szczęście (mimo, że uwielbiam "Trainspotting") noł, noł, to coś, jak dla mnie, zupełnie innego.
Mamy oto ciastko z brodą zwane Bruce. Tak, w tej roli James McAvoy, o którym powstanie kiedyś osobny post, ale potrzebuję na tę okoliczność urlopu tudzież długiego weekendu. Post będzie nosił tytuł "Łzy Dżejmsa". Albo "Ile razy Dżejms zapłakał". Albo coś w ten deseń, zobaczymy.
Bruce jest policjantem, który bytuje w przecudnym Edynburgu. Stara się o awans bo wie, że awans sprawi, że z żoną swą zjednoczy się i znowu staną się wspaniałą, kochającą, idealną rodziną. Żona zresztą też pokłada takąż nadzieję. W nim. W tym awansie rzecz jasna, no bo przecież nie w mężu. Nie no, w mężu jednak. Sorry. I teraz akcja jest taka, że Bruce robi wszystko, dosłownie WSZYSTKO!!!, żeby awans ów zdobyć. Knuje, kombinuje, wkręca kolegów, wkopuje kolegów, wymyślam zmyśla, jest, kurde, geniuszem. Jest mistrzem bajery. Gawędziarz erotoman. Nagleż, otoż, pod mostem ginie niejaki chłopak. Ginie. Leją go jakieś dziwne dresy, leją na śmierć. Szef szefów mówi do Bruce'a - znajdź winnego, będziesz miał awansik. No, w to mi graj! Hell, yeah, myśli Bruce i dalej w te knucia i intrygi brnie, by dostać, po co przyszedł.
Wiadomo, jak zwykle, jak zawsze, pomału zaczyna się wszystko chrzanić, za dużo wódy, za dużo narkotyków, za dużo seksu z podduszaniem. Bruce troszkę podupada na zdrowiu. Psychicznym. Słyszy głosy, ma fajne omamy, które mi się w nocy śniły, zatraca się w tym swoim światku i jebut. Oczywiście, tradycyjnie, nie napiszę, co dalej bo: po pierwsze, wszystko bym zepsuła i nie miałoby sensu oglądanie tego filmu, coś na zasadzie kolegi, który kiedyś mi powiedział "Widziałaś Szósty zmysł? O takim chłopczyku, który widzi Brusa, bo Brus tam nie żyje, bo ten chłopczyk widzi zmarłych!!!!" Ej, serio????????? Dzięki!!!!!, po drugie- nie lubię zdradzać zakończeń nawet, jeśli są one mega przewidywalne i oczywiste, po trzecie - dlaczego bruneci mają rudą brodę?!?!
No. Co mnie powaliło. Soundtrack. Kolejny, który wpisuję na listę ukochanych. Piosenki i jeszcze raz piosenki. Dobrane idealne do sytuacji, znane, kurde, jak ja to lubię! No, ej, czy ta scena nie kipi geniuszem?


Powaliła mnie forma. Treść git, nie powiem, strasznie zeżarła, ale forma? No pojechana, panie, jak rzadko. Gabinet doktorka i sam doktorek - pyszności. Te wszystkie spojrzenia Jamesa, że niby do mnie, że mówi do kogoś i nagle łypie okiem wprost w moje oko i ja wiem, że on wie, że ja to oglądam. Ten filtr niebieski, co sprawia, że kocham filmy. Ten szkocki akcent, co mnie powala i o ciarki przyprawia. W ogóle szkockość filmu. Ta postać, ten Bruce, który jest świnią, knurem i maciorą w jednym, a jednak kocham jego fakolce wymierzone temu młodemu z balonem, jego papierosa przypalającego kanapę kolegi, jego narkotyki wciągane, co rusz. Kiedy wreszcie przybiłam piątkę ze łzami Jamesa (trzy razy! James, przebiłeś chyba "Pokutę", serio, myślałam, że nie podołasz) wiedziałam już, że ten film pokocham czystą, w średnim wieku, miłością. Wzbiłeś się chłopie na wyżyny. Wyrastasz mi na niezłego aktorskiego madierfakiera. Nie bądź nigdy amantem, am begyn ju! I daj namiary na dentystę, bo te perły aż nieludzko są białe! Moi drodzy. Cholernie ten film trzeba zobaczyć. On brzydzi pawiem i niewinnym bąkiem, szminką czerwoną i blond peruką. On uwodzi tym twardym, szkockim "r". On sprawia, że "Creep" znowu ma moc i kojarzy się tylko z tym momentem i tą końcówką. Ju hew tu łocz dis!

(Naturalnież piosnki są z youtube, a poster stąd http://www.gamemovieportal.ch/)

4 komentarze:

  1. Gdzieś mi się tam kiedyś obił o uszy, ale jakoś nie wzbudził mojego zainteresowania, chociaż lubię takie poryte akcje :D No ale tak chwalisz, że mnie przekonałaś, jutro obczaję :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak nie obczaję, nie mam gdzie spiracić xD

      Usuń
    2. No proszę Cię, przecież weź w samolot wsiądź, poleć do Londynu, może jeszcze grają;) ja tak zrobiłam:)
      Ale nie, serio polecam, akcje przednie:). Końcówka fajnie zaskakuje:).

      Usuń
    3. Jakby mnie stać było, żeby polecieć do Londynu, to... zamiast tego dwa razy poleciałbym do Budapesztu :D

      Obejrzę na pewno, tylko poczekam, aż wypłynie :D

      Usuń