Jestem tolerancyjna. W miarę. W granicach zdrowego rozsądku. Mojego rozsądku. Kocham filmy i wiele razy męczę ile wlezie bo się łudzę, że przecież zaraz się zacznie, a końcówka to już taka będzie, że ho ho!. Ale czasem się nie da. Cholera, no nie da się. Ostatnio zdarzyło mi się parę niedokończonych filmów. Starzeję się. Nie biorą mnie już historie pod tytułem całuję się ze wszystkim, co żyje, chleję na umór, imprezuję, a kasę na to wszystko mam z nieba. Nie biorą mnie horrory, bollywood, durne komedie i kino polskie. Bierze mnie fabuła, dobrze napisany bohater, muzyka i kolory. Szlus. Do rzeczy.
"Nędznicy"
Cóż, jaki tytuł, taki film. Darujcie ale Russel Crowe wyśpiewujący z Hugh Jackmanem to naprawdę nie jest ani śmieszne ani jakieś. Bida z nędzą. Musical? Spoko. Ale może niech obsada będzie jakaś taka mniej znana, niech mi reżyser nie wmawia, że Russel jest świetnym śpiewakiem. Błagam. Fabuła nudna jak flaki z olejem. Jedyny mocny element, a w zasadzie dwa, to Sacha Baron Cohen i Helena Bohnam Carter. Wyłączyłam w którymś momencie, mimo, że z wypożyczalni za ciężko utyrane przeze mnie pieniądze - nie dałam rady. Patos i pogłos nie dla mnie.
"Niezasłane łóżka"
Jakiś pomysł, o czym jest ten film? Jakaś sugestia? Bo ja nie mam bladego pojęcia. Fabuły nie ma, treści nie ma, bohater jeden z drugim - tragedia. Może gdybym była młodsza. Ale nie jestem. Zdjęcia fe. Bardzo chciałam zobaczyć ten film. Myślałam, że będzie o czymś, o młodości, o tęsknocie, o samotności. Po 40 minutach czując psa Pluto wsypującego mi piasek pod powieki powiedziałam stop. Wyłączyłam i zapomniałam i mogłoby to coś nie istnieć. Szkoda czasu.
"Miasto kobiet"
Całkiem przypadkiem, włączając TVP Kultura, natknęłam się na ten film. Pomyślałam, kurde no, Fellini to Feliini, nie ma co, obejrzeć trzeba. Pierwsza godzina, czy nawet półtorej wporzo. Koleś podążając za tajemniczą kobitą trafia na zjazd feministek. Krąży między pokojami, tutaj medytują, tam jeżdżą na wrotkach, gdzie indziej śpiewają, a wszystko to w ramach - penis mój wróg. Później jest dom, a w nim facet, który urządza bibę z okazji seksu z kobietą numer dziesięć tysięcy. Potem już nie wiem, bo wyłączyłam. Naprawdę fajny humor, groteska, przerysowane postaci, feministki tak brzydkie, że aż trzeszczy. Niestety w pewnym momencie następuje przerost formy nad treścią. I znowu Pluto. Dobranoc. Chciałam ale nie dało rady.
I tak. Może nie mam już tyle cierpliwości i czasu na dawanie filmom szans, a może to "True Detective". Amen.