wtorek, 28 października 2014

Politechnika


Październik miesiącem Denisa. No, może końcówka miesiąca. Obejrzałam "Pogorzelisko", parę dni później zafundowałam sobie powtórkę z rozrywki pod tytułem "Prisoners" (nie napiszę polskiego tytułu. bojkot cholera jasna. Jak można zrobić taki spoiler? Potem człowiek ogląda i myśli "Jaki ten Loki głupi, jak mógł nie zauważyć wisiorka itd." No mógł. Też bym nie zauważyła gdyby nie ten durny tytuł. Uffff! ), a ostatnim "hitem" jest "Politechnika". Ja nie wiem, co to jest ale im bardziej bolący film, tym lepszy. Dla mnie lepszy.
"Politechnika" to film opowiadający o autentycznych wydarzeniach, jakie miały miejsce 6 grudnia 1989 roku w Montrealu. Otóż niejaki Marc Lepine wkroczył na uczelnię - Politechnikę Ecole i zaczął strzelać do studentek, raniąc przy okazji paru osobników płci męskiej. W rezultacie postrzelił 28 osób, z czego zmarło 14. 14 młodych kobiet z widokiem na fajne wykształcenie i pewnie niezłe życie. Po prostu, z widokiem na życie. W internecie przeczytać można list Lepine, zresztą z filmie też się pojawia. Sranie w banie o tym, jakie to feministki są okropne i jak zniszczyły mu życie, świat i generalnie wszystkie powinny znaleźć się głęboko pod ziemią. Cóż. Dla psychola każdy powód jest dobry.

Do filmu!
No film prześwietny. Dziwnie mi pisać o świetności w kontekście wydarzeń, które przedstawia, a jednak spróbuję jakoś oddzielić rzeczywistość od filmu. Klimat. Cisza, niewiele słów. Spojrzenia głównego bohatera, nieobecne zupełnie oczy, spokój. Moja ukochana zima, śnieg, a co za tym idzie - cisza. Kompletna cisza. Muzyka, spokojna, głównie samo pianino i znowu cisza. Film jest czarno - biały, co jeszcze bardziej, moim zdaniem, podkreśla całą masakrę (plakat jest kolorowy, spoko zagranie). I te ujęcia, te długie korytarze, studenci palący papierosy, uczący się, słuchający muzyki, rozmawiający pewnie o pierdołach. Ksero, długa kolejka i on - Jean-Francois, chłopak, który po wszystkim stara się pomóc, stara się zrozumieć. Chłopak, który czuje się winny mimo, że przecież to nie on jest tym gnojem ze strzelbą. Chłopak, który nie daje sobie z tym wszystkim rady...
Poznajemy też bohaterkę, która przeżyła tę masakrę i jakoś próbuje pomału puzzle poukładać. Ale ciężko jest, fest ciężko.
Nie ma co się rozpisywać. Film jest genialny. Napięcie, myśl, że może jednak koleś oprzytomnieje i coś mu do tego tępego łba wpadnie. Nadzieja, że przecież pewnie tylko tak straszy i grozi. Jednak nie. Masakra na całej linii. Nie ma zmiłuj. Jesteś kobietą - giń. Nie próbuj uciekać i tak cię dopadnę. Jesteś kolesiem - masz wielkie szczęście. 
Podoba mi się obiektywizm. Villeneuve nikogo nie ocenia. Po prostu pokazuje. Surowo bez żadnych historyjek pod tytułem "zabójca jest taki, bo mama go nie kochała". Nic. O Lepine nie wiemy tak naprawdę nic. Pisze list, strzela do ludzi, strzela sobie w łeb i koniec. I można znać historię Masakry w Ecole Polytechnique na pamięć. Można przeczytać milion artykułów na ten temat, a i tak nie jest się w stanie obejrzeć tego filmu w spokoju. Siedziałam jak na szpilkach, gryzłam pazury, a każdy strzał powodował u mnie stan przedzawałowy. Dziękuję, o Denisie, po raz enty, mam nadzieję, nie ostatni.
Jeden mini minus - ciut momentami widziałam "Słonia" Gusa Van Santa. Ujęcia korytarzy szkolnych. Długie, puste korytarze. Ale w sumie, skoro tak wyglądają ichniejsze szkoły. 
Jeśli miałabym zrobić wyścig po złoto wyglądałoby to tak: 
1. "Enemy" i "Politechnika"
2. "Pogorzelisko"
3. "Prisoners" (ale głównie przez ten pieprzony spoiler, który mi zepsuł cały seans)
Czekam na kolejne filmy bo co jak co, ale papkę z mózgu lubię.
A Tobie, Patryku o Patryku (ponapisach.blogspot.com) podziękowania ślę. Za polecenie oraz za umożliwienie ;). 
(zdjęcia pochodzą ze stron: stopklatka.pl oraz pl.wikipedia.org)

2 komentarze:

  1. Polecam się na przyszłość :)

    Film był taki .. smutny. Tam było wiele scen, które potrafiły zmrozić. Pomijając już doskonałe zdjęcia (jak scena gdy typ siedzi w pokoju, widzimy w tle następny budynek. Decyzja o czarno-białym obrazie była genialna). Kilka momentów mi utkwiło w pamięci. Jednak gdy zamachowiec wyrzuca studentów z sali i zostawia tylko kobiety to jedna z lepiej skręconych akcji. I widz czuje że wystarczyłyby 4 sekundy żeby gościa powalić, i bohater podchodzi na krok i myślisz "kurna niech skoczy mu do gardła, przewróci. NO SKACZ KURWA MAĆ". Wychodzi, a później nie daje sobie rady z tym wszystkim. Przecież był tak blisko i uratowałby tyle ludzi. Jednak nie można go winić. Tylko w filmach stać na takie rzeczy bohaterów. To jednak nie był film...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był smutny. Ja do końca nie potrafiłam zrozumieć dlaczego ktoś go nie zaszedł o tyłu, nie rzucił się na niego, przecież było tam tyle osób! Ale sama nie wiem jak bym się zachowała (chociaż z racji płci nie miałabym wiele do gadania) na widok broni palnej. Ogólnie - rozsypka. Nie wiadomo co mówić, nie wiadomo, co myśleć, nie wiadomo, jak się zachować. A potem, jak już się przeżyje, trzeba jakoś sobie to wszystko poukładać. Sytuacja patowa. Tak źle, tak niedobrze.

      Usuń