niedziela, 14 września 2014

Cold in July

(plakat masakra. nie wiem co autor miał na myśli...)
Muszę przyznać, że ciut się bałam. Trailer trochę skierował mój mózg na "Blue Ruin" i pomyślałam "onieeeonieonieee tylko niee tooo". Ale, jak to zazwyczaj bywa, trailer wiosny nie uczynił. Obejrzałam. Dzięki Ci Panie Boże. Kolejny film, po którym noc była niespokojna, sny obrzydliwie ohydne, a ranek ciężki. Ale czegóż można się spodziewać, kiedy Dexter gra pierwsze skrzypce? No juha być musi. 

Mamy oto rodzinkę, jakich wiele. Mama, tata i synek. Rok 89. Jest noc. Rodzinka śpi snem spokojnym, kiedy nagle jakiś dźwięk niemiły budzi małżonkę szanowną (swoją drogą, co to jest, że kobiety mają taki słaby sen? moja mama ZAWSZE wiedziała, o której wróciłam! Co do minuty gaddemit!). Mąż, główny bohater - Richard, sięga po broń, schodzi na dół, zauważa tajemniczego kolesia, co to wygląda na włamywaczo-złodziejo-morderco-gwałciciela i spanikowany strzela. Koleś ginie. Wpada policja, ależ ależ, Richard, nic się nie stało, self defense, jesteśmy z Ciebie dumni, szukaliśmy go wcześniej, złożysz zeznanko i dobranoc, miłego życia. Richard, porządny obywatel, twórca ram wszelakich, mąż nauczycielki nie potrafi jednak pogodzić się ze swym czynem. Udaje się zatem na pogrzeb oprycha, gdzie spotyka mojego ulubionego aktora, który jest w każdym filmie i za to go kocham - Sama Sheparda. Sam, a raczej Russel okazuje się być ojcem tego, co to już gryzie glebę. I cóż. Delikatnie grozi Richardowi. Potem zaczyna się stres i nerwica, policja pod domem i ochrona, Russel nad łóżeczkiem synka (matko, jaka scena, ciary po plecach i strach przed nocnym pójściem na siku, czułam, że będzie się czaił gdzieś przy szafce z butami). Richard udaje się na posterunek i nagle widzi na ścianie zdjęcie. Zdjęcie poszukiwanych. Nazwisko kolesia, którego Richard zabił ale twarz jakby nie ta. I tutaj film się zaczyna. Dla mnie przynajmniej. Policja coś tam ściemnia, że mu się wydaje, że pewnie nie widział twarzy, a Richard, moi drodzy, twarz widział prześwietnie. Pewnej nocy dostrzega zabawę policjantów. Szarpią się z Russelem, wstrzykują mu coś, polewają alkoholem i kładą na tory. Richard, który już wie, że z synem Russela ma tyle wspólnego, co ja z białymi kozaczkami, ratuje nieszczęśnika, po czym tłumaczy to i owo. Że coś tu śmierdzi, że to nie jego syna zabił, że o co tu, do cholery, chodzi. Do dwójki naszych bohaterów dołącza zajebista postać - Jim Bob (Don Johnson) i tak pomału, po sznurku do celu, panowie trafiają na prawdziwego syna Rusella, jednak to, co odkrywają nie jest już takie miłe i zabawne. Zabawy z prostytutkami, kręcenie filmów i rozbijanie głów dziewczęcych bejzbolem. Takie tam, wiecie, młodzieńcze rozrywki na poziomie. Cel jest jeden - zabić gnoja! A w zasadzie gnojków. I kij tam czyj to syn jest, taki ktoś nie ma prawa żyć. I sieka, masakra, krew spływająca z lamp, spocone grubasy z lokami (mokra włoszka) i tekst, żem ja Twoim ojcem jest, giń zwyrolu! Tak się sprawy po męsku załatwia. Dziękuję.

Trzeba ten film zobaczyć, nie ma w ogóle dyskusji i marudzenia. Świetny klimat, niby nic ale czułam na skórze jakiś taki brud, mrowienie pod kopułą i momentami wielkie obrzydzenie, choć normalnie, w innych filmach, krew kapiąca skądś tam nie robi na mnie żadnego wrażenia. Świetna muzyka, potęgująca nerwowość i napięcie ale nie tak, że nie można usiedzieć. Akurat, w punkt. Świetny Dexter, który ze zwykłego obywatela przeobraża się w lojalnego kumpla wymierzającego sprawiedliwość na prawo i lewo. No i Don Johnson. To ci dopiero kałboj. Fajna postać, czasem chlapnie coś zabawnego, coś wywęszy no i jeździ samochodem, który pasowałby mi do paznokci. 
Polecam. Naprawdę bałam się "Blue Ruin" numer dwa, na szczęście można zrobić dość powolny, klimatyczny, nie narwany film, który będzie trzymał w napięciu i ciężką pięścią walił po głowie. 
Na długo zostaje w pamięci. Polecam raz jeszcze. W ramach odpoczynku od efektów specjalnych, pięknych kobiet i jeszcze piękniejszych mężczyzn. Aloha! 

(zdjęcia pochodzą ze stron: http://www.showfilmfirst.com/, http://opium.org.pl/, http://www.flicks.co.nz/)

16 komentarzy:

  1. Od tygodnia piszę recenzję tego filmu i na razie trzy akapity wymęczyłem ;)
    Podzielam zachwyt, bo film naprawdę świetny, godny polecenia. Powolny, ale wciągający, z fajnie poprowadzoną intrygą i dobrym aktorstwem (cały ten aktorski tercet wymiata!).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też się ciężko pisało. Pierwszy raz właściwie, bo zawsze siadam i leci. Ale to chyba taki film jest ciężki do opisania:). Aktorsko też mi się bardzo podobało, szczególnie wejście Dona Johnsona, przekoleś. Ciężko się pozbyć tego filmu z głowy. Ale w sumie, po co się pozbywać:)

      Usuń
  2. Obejrzę oczywiście. Dobrze że Dexter wąsa zapuścił. Najbardziej ciekawi mnie jego występ, bo przyznam szczerze że skazałem go na zatopienie w telewizyjnych popłuczynach (Tak, kocham go za Dextera. Jednak nie widziałem go po prostu nigdzie indziej)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja go nie poznałam. Zmylił mnie wąs:).

      Usuń
    2. Dla mnie to David Fisher...

      Usuń
    3. Oglądałam dosłownie kilka odcinków, dlatego nie zapadł mi w pamięci. "Dextera" nie oglądałam w ogóle ale kojarzę twarz:).

      Usuń
    4. Wiesz, David Fisher to pierwsza i chyba nawet jedyna tak rozbudowana postać homoseksualna w historii telewizji.

      Usuń
  3. Bardzo pozytywna rzecz w filmowym roku 2014 w swoim gatunku. Sam byłem pod wrażeniem, zwłaszcza roli Johnsona.

    Coś mocniejszego to australijski "The Horseman". Nie wiem, czy wypada, więc na wszelki wypadek nie będę polecał. Ale zachęcam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypada wypada. Zapamiętam to sobie. Ten tytuł w sensie:).

      Usuń
    2. To jeśli obejrzysz, machnij może jakąś recenzję :-) .

      Usuń
  4. ,,... Obejrzałam. Dzięki Ci Panie Boże. Kolejny film, po którym noc była niespokojna, sny obrzydliwie ohydne, a ranek ciężki. ..''

    Lubię Cię .










    OdpowiedzUsuń
  5. Ty weź sobie może lepiej tego "Mikołajka" obejrzyj :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeden warunek. Tortury. I to nie byle jakie. Przeprowadzone przez bandę sześciolatków. ;)

      Usuń
  6. Proponuję na początek recenzji wrzucić spojleralert bo 3/4 filmu zostało opowiedziane:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się i tak film widziałeś:) Zmienię nazwę bloga na fomospojler ;) Usytasy? ;)

      Usuń