czwartek, 17 lipca 2014

Królowie lata


Jest lato. Nie da się ukryć. Spocone grzywki i komunikacja miejska smrodem stojąca. Ale już niedługo. Wielkimi krokami zbliża się mój ukochany. Mister Urlaub. Z tej to okazji postanowiłam przypomnieć sobie jak to jest mieć wkurzających rodziców i fajne wakacje pełne przygód, ale takich, wiecie, przez duże P.  
"Królowie lata" sprawili, że na nowo uwierzyłam w film. Ostatnimi czasy od natłoku efektów specjalnych i superbohaterów w lateksie (nie, żebym nie lubiła ale, kurde, ileż można) bolała mnie głowa. Tęsknym wzrokiem wypatrywałam takiego normalnego, klasycznego filmu, z normalnymi ludźmi, w normalnym miejscu. I tadam! Jest! Długo czekał, nabierał mocy urzędowej. W końcu nabrał i dał mi taką przyjemność, że upał stał się ciut bardziej znośny. Dobra, nie stał się bardziej znośny, jest ohydny. Ale ćśśśśśś.

Film (jak wszyscy wiecie, bo wszyscy widzieliście, bo ja jestem jakaś po tyłach) jest zajebisty. Mamy oto dwójkę fajnych ziomali, z czego jeden wyrasta na ciastko roku, zapewne będzie grał amanta, co już mnie wkurza, poza tym wygląda jak skrzyżowanie Toma Hardy z Jamesem Franco, co mnie wkurza, bo niby dlaczego taki młody, a już taki przystojny? No ej! No i on zwie się Joe (w tej roli, niesprawiedliwie obdarzony przez naturę Nick Robinson). Joe mieszka z ojcem, matki nie ma. Ojciec go wkurza, wiadomo, jak to ojciec w relacji z nastolatkiem, takie życie. Funflem tegoż młodzieńca jest Patrick (w tej roli z kolei koleś z "Super 8" Gabriel Basso). Ten to dopiero ma starych. Matko Boska! Nie dość, że trajkoczą od rana do nocy i wymyślają sto ton problemów, to jeszcze matka ma taki wokal, że uszy więdną. Każde jej słowo powoduje, że świat ma o jedno okno mniej. No i pewnej nocy Joe i Patrick urywają się na imprezę, podczas której muszą się ewakuować, gdyż jakiś stary pryk strzela, bo mu za głośno i jakimś takim dziwnym trafem Joe znajduje się w środku lasu z kolesiem, który jest bohaterem mojego życia, chcę go oglądać we wszystkich filmach świata, adoptować i bawić w kosi kosi łapci. Biaggio proszę państwa! A gra go przefantastyczny Moises Arias. Akcje tego gościa robią ten film. Ale ale, do akcji. Joe wpada na genialny pomysł. Każdy z nas w wieku młodzieńczym chce na taki pomysł wpaść. Wybudujemy chatę w lesie! Uciekniemy od starych, pokażemy im fakolca i staniemy się ril mennn maderfaker!! No więc w trójkę zbierają jakieś hasie, kradną co popadnie i budują taką chatę, że głowa mała. I zamieszkują. Fak ju parents!
I potem zaczyna się ciąg zajebistych zdjęć i technicznych perełek. Słońce święcące między liśćmi, żółte łany zboża, zimne strumyki i łażenie po rurach (też to kurde robiłam!!), polowania na zwierzynę, sikanie do wody i zapuszczanie wąsa. Żyć, nie umierać. Urzekające barwy i Biaggio tańczący na rurze pośrodku lasu. No, takich dwóch jak ich trzech to serio, ze świecą. Od początku wiadomo, że coś tam pójdzie nie tak, toć film jest ponoć komedią i dramatem zarazem, także do akcji wkracza niewiasta. Krótko. Joe się w niej buja ale ona woli Patricka. Tadam! Chłopaku, przyzwyczajaj się. Będzie tego więcej. No i przyjaźń zaczyna się sypać ciut. Joe zostaje w lesie sam. Daje radę i nie daje się wężowi. Na ratunek przybiega Biaggio ze swoją maczetą i ojciec z tą całą Kelly, co to Joego nie chciała. Bo oczywiście równolegle z harcami w lesie toczy się poszukiwanie chłopaków. Ale średnio ci rodzice załamani byli. Szczerze powiem, że to mnie ciut zdziwiło ale może w Stanach tak nie panikują jak na naszej polskiej ziemi. No i koniec końców wszystko kończy się dobrze. Ale z wąsem. A jak wiadomo, wąsy są wporzo. 

Urzekł mnie ten film. Bałam się, że dostanę obraz o głupkowatych dzieciakach. Film młodzieżowy z nastolatkami, które mają biusty jak trzydziestki i makijaż jak gwiazdy niemieckich pornosów. Boję się filmów o nastolatkach i staram się nie oglądać, bo to zazwyczaj kończy się źle. Ostatni film z dzieciakami, który podobał mi się fest było wspomniane już wcześniej "Super 8". A tutaj, taka perła. Trzeci dzień mi w głowie siedzi i wywołuje uśmiech. A uśmiech ma twarz tego młodego Franco. Poproszę o więcej takich filmów, błagam wręcz. Nie chce mi się już oglądać wybuchów i pościgów. Chcę normalnych, klasycznych filmów. Biorę w ciemno. A "Królów lata" polecam jak rzadko. Obejrzę ten film jeszcze parę razy. Będzie moim drugim "500 dni miłości". Z wąsem. Życzę wakacji życia! 

(a zdjęcia urocze pochodzą ze stron: http://nerdrepository.com/, http://welivefilm.com/, http://wnas.pl/)

7 komentarzy:

  1. "... przefantastyczny Moises Arias. Akcje tego gościa robią ten film."

    A wcale, że nie, bo najlepszy jest Nick "Ojciec roku" Offerman.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tjaaaaa....szczególnie tekst o masturbacji wysoce trafiony:):). Ja jednak pozostanę przy uwielbieniu dla młodych bohaterów :)

      Usuń
  2. Nie wszyscy wiedzą, pociesze Cię, że ja jestem jeszcze bardziej zapóźniony i nawet o tym filmie nie wiedziałem :D

    Co Ty chcesz od niemieckich pornosów?! Nie żebym oglądał... bo... bo nie oglądam! Ale wszyscy mamy kolegów, którzy mają kolegów i ci koledzy właśnie chwalą, więc czemu im nie wierzyć :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nadrabiaj i to jak najszybciej. Gra warta świeczki. Znowu będziesz miał 15 lat:).
      Nieeee noooo, niemieckie niezależne kino erotyczne jest suuuuuuper. Ja ja, ruf miś an :).

      Usuń
  3. Dobra, już kołuję i zaraz sobie oblukam.

    Tych "Królów lata" oczywiście ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. "Ostatni film z dzieciakami, który podobał mi się fest było wspomniane już wcześniej "Super 8" - chyba nie, jeszcze po drodze był "Mud";)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, filmy z Mefju są o Mefju dla Mefju i w ramach Mefju (mefju mefju mefju ;)). Dzieciarnia się nie liczy, kiedy jest jedyny słuszny Mefju. Ju noł det! :)

      Usuń