poniedziałek, 3 lutego 2014

Top of the Lake


Są takie seriale, które niby mi się podobają, niby nie ale w zasadzie to nie wiadomo. Są takie seriale, które się skończyły dawno temu, wyleciały z głowy, a teraz wracają ze zdwojoną siłą i nie dają o sobie zapomnieć. Są takie seriale, których specyficzność odkrywam po czasie. Są takie seriale, które mi się śnią i myślą, zwłaszcza kiedy jeżdżę komunikacją miejską (tel mi łaaaajjj???). 
Takie właśnie jest Top of the Lake. Sto razy zaczynałam już posta na temat tego serialu. Ale kończyło się na pustej stronie i wkurzającym mnie kursorze. 
Teraz wiem, teraz już mogę pisać. 
Zacznijmy od tego, że uwielbiam mini seriale. Mam czas, chęci, nie muszę przez kolejne sezony przypominać sobie kto był kim, z kim, po co i w ogóle dlaczego tak drogo. Lubię mini seriale za ich filmowość. Od dziś na prze mini seriale będę mówiła mini filmy! O!

Do rzeczy. A owa dzieje się w małym miasteczku, gdzieś w Nowej Zelandii (po raz kolejny pytam, dlaczego Boże mieszkam tu, gdzie mieszkam?!?!?!?!?!). Pewnego pięknego, szarego, niebieskiego, mglistego, zimnego dnia, dziewczynka (12sto letnia) wchodzi sobie po pas, po szyję do lodowatego pieruńsko jeziora. Widzi to nauczycielka, wyciąga ją i zaczyna się maglowanie dziecka na posterunku, podczas którego to (maglowania, nie posterunku) okazuje się że panna Tui jest w ciąży. Nie chce powiedzieć z kim, kiedy i o co cho. I znika. Nie ma. Zaginęła w akcji. Sprawą postanawia się zająć detektyw Griffin, która na początku tak mnie irytowała, że nie mogłam patrzeć ale w trzecim odcinku mi przeszło i kocham ją do dziś miłością szczerą. Nie będę, jak zwykle, streszczała, nie po to tu jestem. W każdym bądź razie detektyw G. przy pomocy (powiedzmy) pana plicjanta Ala Parkera pomału stara się odszukać Tui, przepytując lokalnych zwyroli, takiego na przykład ojca Tui - Matta Mitchama, który jest panem i władcą i cała wieś się go boi, a wszystkie dzieci nasze są. Swoją drogą nie wiem, serio nie wiem, cóż te kobity w nim widziały, fuj! Drugim wątkiem, (którego nie rozumiem) są kobiety, które postanowiły zamieszkać w kontenerach na ziemi należącej do Mitchama. Takie, wiecie, styrane przez los, mężów, życie. Wśród kobiet owych Holly Hunter grająca dziwną G.J., co to jest guru. Nie wiem, może ktoś oglądał i mi napisze, po co ten wątek, po co te kobiety i co to zmienia i wnosi bo sorry pal ale nie mam zielonego pojęcia.
I teraz tak. Serial zdjęciowo genialny. Landszafty takie, że serce staje. Szaro, ponuro, wietrznie. Lasy, góry, jeziora. Marzenie po prostu. Serial aktorsko świetny. Pani detektyw bardzo dobra, ojciec zwyrol i synkowie zwyrolkowie takoż. Kobity w kontenerach, a jakże. Policjant mhm. Chłopak Griffin yeah. Tui przesłodka i przepiękna. Wszystko się zgadza. Fabuła bardzo bardzo. Mroczna, tajemnicza, wciągająca.
Minusy są. Trochę. Po pierwsze - niektóre odcinki dłużyły się niemiłosiernie, ziewałam i przekładałam na jutro ale dałam radę. Końcówka mi wynagrodziła wszystko.
Po drugie - policjant. UWAGA SPOILUJĘ! Od samego początku, od pierwszego odcinka wiedziałam, że coś z nim nie tak. Że będzie miał związek z całą sprawą, a im dalej w las tym mocniej czułam, że będzie jeszcze gorzej. Wkurzało mnie to cholernie. Byłam zaskoczona końcówką ale gdybym od początku nie stawiała na polismana chyba bym umarła patrząc na to, co się dzieje, a tak zrobiłam "fuuuuuuuuuuucckk" i życie toczyło się dalej. 
No i cóż. Polecać. Nie polecać. Nie wiem. Serio nie wiem. Myślę, że trzeba obejrzeć, żeby móc wyrobić sobie własne zdanie. Jane Campion i Garth Davis to spoko duet reżyserski, choć Campion zawsze wciśnie te swoje feministyczne rozterki między wiersze. Ale luz. Kiedy teraz myślę o tym serialu widzę głównie ciemne góry, jezioro, niebo. Potem bohaterów. Na końcu fabułę. Ale warto. Amen.

22 komentarze:

  1. Serial jest genialny i koniec. Jest przede wszystkim INNY, a ostatnio to dla mnie najważniejsza rzecz na ekranie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam, wcale nie koniec:). Jest inny, chociaż inny nie zawsze znaczy dobry. W tym przypadku na szczęście znaczy. Wytłumacz mi jeszcze motyw z kobitami i zacznę wierzyć w genialność tego potwora:).

      Usuń
    2. One były wprowadzone dla Ciebie, widza żeby je podejrzewać (jaaa pewnie ją tam ukryły, czy coś.. :). To raz. Dwa, że guru tej "sekty" miała być takim, hmm tłumaczem własnych zachowań dla bohaterów. Taka co mało mówi, ale daje do myślenia. Jak indianka Marilyn z "Przystanku Alaska", lub Silent Bob z serii "Clerks".

      Usuń
    3. Ale ja nie czułam, że dla mnie. Serial był tak brudny, pozbawiający złudzeń, że te kobiety pasowały tam wcale. Wprowadzały pewną magiczność, co moim zdaniem w ogóle nie pasowało do konwencji. Rzeczywiście, na początku myślałam, że przetrzymują tam Tui ale szybko mi przeszło. I jeszcze ta młoda z gitarą na dachu. Noł.

      Usuń
    4. No to zobacz jakim okazuje się to być zajebistym kontrastem. Żulernia + obóz z tymi laskami. Zresztą przez cały serial klimat przechodził jeden w drugi, osiągając apogeum w odcinku gdy ojciec Tui zeżarł kwas i stał się na chwilę dzieckiem kwiatem. Ja taką żonglerkę zapisuję na plus :)

      Usuń
    5. O nie, nie chcę sobie tego przypominać;) zwyrol dziecko kwiat to za dużo, jak na moje nerwy :). Pewnie kiedyś to wszystko zrozumiem, a tymczasem spadam oglądać drugi odcinek Black Sails. To się dopiero czadzicho zapowiada!

      Usuń
  2. A posłuchaj sobie : Billy Bragg ,, Way over yonder in the minor key''

    OdpowiedzUsuń
  3. No,no. Całkiem. Dwugłos z kobitą rządzi. Mój hymn ostatnich tygodni: http://www.youtube.com/watch?v=lRlbVdTfE08. M.n.i.a.m.

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz ! The Black Angels, to jest klejnot w koronie neopsychodelii , chłopaki są z Teksasu ( jak Rust i klasycy z 13 'th Floor Elevators, którzy zasuwali pięknie w drugim odcinku ) , nie mogło ich zabraknąc.
    Mają na koncie bezsporne arcydzieło - płytę ,, Directions to See a Ghost'' z 2008 - ma corazon :)
    Akcja zaliczyła konkretnego kopa w 4 odcinku. A ja coś czuję, że romans Rusta i Maggie Hart wisi w powietrzu...
    Śledczy : - O co się poróżniliście ?
    Martin : - To nie ma związku ze sprawą.
    a poza tym :
    Maggie - Dlaczego nie chcecie dac sobie szansy ?
    Rust - Oboje wiemy, czego chcemy i akceptujemy naszą samotnośc.

    Jasne. Jedno świadome lonerstwo nie jest lekarstwem na drugie. A ktoś, kto jest tym wszystkim, co się kiedyś utraciło - owszem. Przynajmniej prowokuje taką iluzje, która może okazac sie na prawdę silna.




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też pomyślałam o romansie ale na razie nie dopuszczam tej myśli do siebie. Mam nadzieję, że jednak nie to będzie powodem kłótni, nie chcę, żeby to było takie oczywiste.
      Końcówka odcinka mnie rozwaliła, śniła mi się potem. Oglądałam wczoraj wypowiedź reżysera. Mówił, że na początku miało to być w dwóch ujęciach ale stanęło w końcu na jednym! I tylko 7 dubli :). Ujecie jest niesamowicie genialne. Taka przestrzeń, pomieszczenia, ludzie. Genialne.
      Poza tym Rust jako pocieszacz - bezcenne. Złote rady wujka Rusta. Wyryję złotymi literami na ścianie ;).
      Jestem przeszczęśliwa, że nie da się obejrzeć serialu na raz. To oczekiwanie jest soł eksajting:).

      Usuń
    2. a ja mam podejrzenia co do typa koszącego trawę przed szkołą.... Ta rozmowa zbyt szybko się skończyła... Gdyby nie trąbiący Harrelson, Metju by do czegoś doszedł. Zobaczycie, kosiarz wróci

      Usuń
    3. Ja pierwszy raz nie szukam podejrzanych, winnych i innych. Tak mnie wciąga każda sekunda serialu...obejrzałam cztery osobne filmy. To jest dla mnie największy czad i przyjemność. No i Mefju of kors. :):)

      Usuń
    4. ,,Rust, jako pocieszacz ''
      Noo, najlepiej, to 'pocieszył' Charliego Lange'a :D :D

      Usuń
    5. Ha! Tak jak Martina:):) Miszcz:)

      Usuń
  5. Znaczy się, to Ty....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest panie generale! Wszystko, byle być bliżej Mefju;) A tak poza wszystkim- zaczęłam oglądać Black Sails. Też godne. Ale póki piłka w grze, a raczej Marti i Rust na tropie, wszystko inne jest takie nijakie. Poniedziałek nabrał nowego wymiaru:) iiiiiiihaaaaa!!!

      Usuń
  6. Post jest w sumie o czymś zgoła innym i pozwolę sobie polecić "Top of the Lake" Simplemu. Spodoba się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam, czepiasz się szczegółów. Dygresje są wporzo:):):)

      Usuń
  7. Jeśli byłabyś zainteresowana :

    Zbiór opowiadań grozy ,, King in Yellow '' Roberta W. Chambersa ( 1895 ) , z którego pochodzi też mityczna Carcosa ( zaczerpnięta skądinąd z opowiadania Ambrose'a Bierce'a ) ukaże się w ciągu najbliższych miesięcy nakładem wydawnictwa C&T , w cyklu Biblioteka Grozy. Będzie to pierwsze polskie wydanie tego klasycznego dzieła, trzeba monitorowac stronę wydawnictwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam wczoraj na KMFie o tym. Nie wiem, czy dałabym radę przeczytać coś, co jest w cyklu "Biblioteka grozy" :D:D. Zobaczymy, co się wydarzy w serialu, jeśli będzie trzymał ten poziom do końca to może, a i owszem, a czemu nie, przeczytam. A co!

      Usuń
  8. A ja właśnie obejrzałem kolejny fajny brytyjski serial, którego będę chciał Ci mocno zarekomendować ;-) Zaraz coś o nim naskrobię, wpadnij jutro na Stację, jeśliś ciekawa :-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam w takim razie :))) Ja oglądam teraz (poza oczywiście True Detective) Rubicon i Black Sails. Oba w pytkę :):):) polecam, jak skończę, na pewno coś nabazgrolę :)

      Usuń