czwartek, 4 grudnia 2014

CBGB


Dwie rzeczy (rzeczy?) na tym świecie bardzo mnie biorą. Film i muzyka. Jeśli zdarza się film opowiadający w jakikolwiek ciekawy sposób o muzyce - jestem ugotowana. Uwielbiam "Moulin Rouge", "Frozen" i "Króla lwa". Trudno. Tak mam. Uwielbiam "Hair" i Josepha Gordona Levitta, który śpiewa "Here comes your man" w "500 days of summer".
I tak wpadł mi w ręce przekapitalny film "CBGB". Prawdziwa historia klubu muzycznego,  w którym to zaczynali swą muzyczną przygodę najwięksi tego świata. Kogo tam nie było! Blondie, Talking Heads, The Police, Ramones, Patti Smith. 
(prawdziwy klub w latach świetności)

Otóż koleś imieniem Hilly, taki wiecie, co to na etacie nie za bardzo, z żoną też nie, córka gdzieś tam w świecie, brzuch wielki, włos w nieładzie i wierny pies u nogi wynajduje sobie dnia pewnego straszną norę na Manhattanie. Taki bar podrzędny z jednym klientem i szczurem do pary. Postanawia stworzyć z tego czegoś klub muzyczny. Nie ma kasy, nie ma w zasadzie nic ale chce coś zrobić ze swym jakże ciekawym życiem. Otwiera zatem klub. Pomaga mu wierny przyjaciel - Merv, który ot tak, dzień, czy noc, chadza w git żółtym kasku. Niestety, jak to zwykle na początku bywa, nic nie idzie zgodnie z planem. Kasy nie ma, są za to szczury i banda kolesi z gangu motocyklowego (w tym mój ulubieniec z "Sons of Anarchy" jakże owłosiony i brodaty Ryan Hurst). Ale Hilly ma cel. Nazywa swój klub "CBGB" - Country, Blue Grass, Blues. Chce by w jego klubie grały młode zespoły uprawiające te właśnie gatunki muzyczne. Pewnego dnia klub odwiedzają młodzi kolesie, których muza mało ma wspólnego ze wspomnianymi wcześniej gatunkami i tak pomału, pomału w CBGB zaczynają grać młode punkowe i punk rockowe zespoły. Świetne są sceny, kiedy Hilly siedzi na krześle, przesłuchuje zespół i mówi "Zdecydowanie coś w tym jest". Do klubu zaczyna przybywać coraz więcej ludzi, w końcu robi się dziki tłum szalejący w rytm muzyki. Kobiety tańczą, faceci chleją, ktoś ćpa, ktoś uprawia seks w kiblu, ktoś wymiotuje komuś na buty. Szał ciał, młodość panie!
Świetnie się to ogląda. Całość komiksowa, co rusz pojawiające się charakterystyczne dymki i fajna, surowa kreska. Wszystko okraszone muzyką z marzeń. Talking Heads grający "Psycho killer" i Patti Smith śpiewająca "Because the night". Iggy Pop szalejący na scenie, tworzący duet z Debbie Harry. 
Każdy, kogo młodość w poprzednim życiu przypadała na lata 70te zakocha się w tym filmie. Pozazdrości Hilly'emu i będzie chciał tak, jak on. Jeden człowiek skupiający wokół siebie takich artystów? To się nie zdarza. Kijowe miejsce, jakaś buda zabita dechami, koleś, któremu nie zależy na biletowanych koncertach i czystej toalecie. Koleś, który zatrudnia przypadkowych ćpunów. Koleś, któremu muzyka tyle zawdzięcza. 
Alan Rickman, którego głos przyprawia mnie o dreszcze. Naturalny, luźny, trochę ciapowaty.  Pattti Smith (Mickey Sumner), której charyzmą można by obdzielić pół świata. Debbie Harry (Malin Akerman), której styl mnie powala, a połączenie groszków z paskami spędza mi sen z powiek. Naprawdę ten film to jest COŚ.

Doczytałam, że klub zamknięto w 2005 roku. Mieszkańcy Bowery dość mieli całej tej imprezowej atmosfery i zaczęli protestować. Spoko, klub wycisnął chyba wszystko, co się dało. Hilly Kristal zmarł w 2007 roku na raka płuc. Klubu nie ma. Do dziś stanowi wizytówkę Nowego Jorku. Do niedawna artyści oddaliby wszystko, żeby zagrać u Hilly'ego. Udało się to naszemu rodzimemu Perfectowi i Armii. Zazdroszczę. Stanęłabym i wyryczałabym do mikrofonu co nieco, gdybym tylko miała taką szansę. Byle poczuć ten klimat, te brudne, zabeblane flamastrami ściany i usłyszeć "zdecydowanie coś w tym jest". Myślę sobie, że rzadko się zdarza (o ile w ogóle) taki ktoś, kto potrafi zebrać w jednym miejscu tylu geniuszy. Jakichkolwiek. Muzycznych, filmowych, teatralnych. I to bez żadnego napięcia. Z totalnym luzem i wiecznym "łoteeeweerrrrr". I to jest chyba klucz do sukcesu. Królestwo i konia za jednego Hilly'ego w dzisiejszym świecie. Polecam!

(zdjęcia pochodzą ze stron: www.youtube.com, wikipedia.org, o.canada.com)

8 komentarzy:

  1. Eeej, już widzę, że paski z grochami mnie nrawitsja. Ale Iggy z paszczy trochę pizdowaty , przynajmniej na zdjęciu. Ale obejrzeć trza right now.
    PS. Biografię Iggy'ego czytałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy bym nie pomyślała o takim połączeniu. Ale zrobię to, kurde zrobię!
      Biografii nie czytałam, chyba się boję;). Strach pomyśleć co on w życiu nawywijał;). W filmie Iggy'ego jest mało ale za to wszyscy chcą mu zrobić laskę:).
      Oglądaj! Głośno!

      Usuń
  2. A to masz jeszcze :
    https://www.youtube.com/watch?v=ZQXf6GowhNQ
    https://www.youtube.com/watch?v=B_ExP4JpLvM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bauhaus czadowy. Wokal jak David Bowie (co się zowie).
      Drugi wałek czadowy do podrygu nóżką, rączką i czym tam jeszcze.
      Ja ostatnio polubiłam to: https://www.youtube.com/watch?v=dee45uFIPGQ Ojciec mi kazał. Miał rację - czad! :)

      Usuń
  3. Węgierski glam :D Przyjemne i dość energetyczne , musiał być hicior za Janosa Kadara. Mój stary to mi już nic nie doradzi, bo przebywa w miejscu , gdzie słucha się wyłącznie norweskiego black metalu :(
    Jak już jesteśmy w demoludach, to obczaiłem nie dawno taką oto blużnierczą perłę .
    https://www.youtube.com/watch?v=5lQTOMdtYR8

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, cali Czesi. Wszystko przerobią. Uwielbiam:). Oni generalnie mają swój świat. Na Umę Thurman mówią "Juma Derman". Jeszcze wracając do filmu: https://www.youtube.com/watch?v=U3ppy7zteNE Nie wiem, co ten wałek ma w sobie ale mogę go słuchać ciągle i wciąż. Choć tutaj wokalista coś buczy pod nosem. Ale i tak go ubóstwiam.
      Jak już jedziemy perłami: https://www.youtube.com/watch?v=-FUmvtqHWBM Ooooooo zostawcie mi moje spojrzeeenieee na sieeebie. Oraz: Ktośś chce grzebać w moimmm śnieeeee:). No, nie mogę się przestać uśmiechać:).

      Usuń
  4. Miałem tę płytę Banku, ze świnią , straszni melepeciarze :D Tam Marek Biliński się produkował, zanim został polskim Żą Miszel Żarem.
    A ta wersja ,,Psychokillera'' jakaś niewyspana.
    To jest jedynie słuszna wersja :
    https://www.youtube.com/watch?v=V4prFmbjZ7M
    Cały koncert ,, Stop Making Sense'' jest genialny i muzycznie i filmowo :
    https://www.youtube.com/watch?v=5zNdMc6wGtU
    https://www.youtube.com/watch?v=oh5RBoP0lGE
    https://www.youtube.com/watch?v=g42Xg-mAkGg
    Mam takie dwie koncertówy, które mnie stawiają na nogi , choćbym już nie żył. Druga, to ,, In the Hell of Pachinko'' Mano Negry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam, że założę zespół. Tylko po to, żeby pośpiewać covery Talking Heads. Chociaż wokalista (jak dla mnie) najlepiej brzmi jednak na płycie. Na żywo spoko ale... fajna charyzma, przyciąga wzrok fest ale z głosem jakoś nie wiem. Basistkę za to jem pod każdą postacią.
      Nie znam Mano Negry. Serio.
      Ja zaś mogę codziennie oglądać i napawać się tym koncertem: https://www.youtube.com/watch?v=AGNfE7r-Vdc
      No i lubię też przebardzo oglądać koncerty...Roxette.... naprawdę. Pieprzone sentymenty,

      Usuń