czwartek, 10 października 2013

Labirynt

Oj, długo czekałam na taki film. W zasadzie rzadko się zdarza, że nie wiem, na co idę do kina. Teraz 
w sumie trochę nie wiedziałam. Oczywiście widziałam trailer ale (DZIĘKUJĘ!!!!!) nie pokazał on całego filmu, co niestety w trailerach często się praktykuje.
No to poszłam do tego kina. Zapomniałam o szumiącej klimatyzacji, żrących ludziach (Jezus, jak ja tego nienawidzę!!), nogach trzymanych na siedzeniach. No i się zaczęło.
Od pierwszego momentu wiedziałam, że będzie dobrze. Pochmurno, deszczowo, brązowo. Muzyka jak w Zabójstwie Jesse'ego Jamesa...czyli wiadomo, że czochra to i owo. 
Obsada - no Hju, jak to Hju, taki tam normalny, poprawny aktor. Paul Dano wiadomo - genialny, chociaż w "Labiryncie" nie nagadał się za wiele, no i Jake, kurde no, koleś jest cudowny. 
Jak można zauważyć w trailerze są sobie dwie rodziny, spotykają się w Święto Dziękczynienia i nagle jebut, znikają im córki. Dwie, małe takie. I ni ma. Nikt nie wie, gdzie co i jak, po co i dlaczego ale podejrzenia padają na chłopaka z samochodem (Paul D.) i zaczyna się hmmm jatka.
Nie wiem, jak można zrobić tak gęsty, ciężki film. Niesamowite. Jak można zrobić tak długi, ciężki, gęsty film. A im dalej w las, tym gorzej, w sensie lepiej. Ojciec Hju z uporem maniaka chce na własną rękę znaleźć porywacza, policjant w swej koszuli dopiętej do granic możliwości błądzi, szuka, ściga i kurde ciągle jest obok. No i końcówka filmu robiąca mi z mózgu WHAT THE FUCK!. Ja kocham filmy. Naprawdę. Ale jak wychodzę z kina i mówię"no spoko", to spoko. A tutaj? Czułam się okropnie, fatalnie, ciężko, źle, mdliło mnie i mózg mi ludzie wysiadł. Dół, depresja i chęć uwolnienia się wreszcie. Kocham to. Kocham to uczucie, kiedy film mnie bierze całą, od stóp do głów, poniewiera, wykręca i wyrzyguje. 
Kto nie widział, ten trąba, jest to film obowiązek po prostu. Nie wiem, czy odważę się na drugi raz, choć ta gęstość mnie pociąga. I ja proszę, niechże ktoś w końcu doceni Jake'a G.
 I marsz do kina!!! Tylko mi popcornu nie żryć! 

4 komentarze:

  1. Niestety nie byłem, ale była siostra - też jej się podobała. Stwierdziła, że miała wręcz wrażenie, jakby oglądała kino skandynawskie. Jest w tym coś? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm, ciężko stwierdzić...nie potrafię tego filmu z niczym porównać. dziwnie to zabrzmi ale filmy skandynawskie są takie...niebieskie, zimne, blade. Bywają obrzydliwe. W "Labiryncie" wszystko jest jakby zgniłe, brudne, brązowe. Tak jakby powoli wciągało nas jakieś ohydne błoto. Trzeba ten film zobaczyć. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Obejrzałem! Cholera, zgadzam się w stu procentach, mnie ten film emocjonalnie dosłownie przepuścił przez magiel ;-) Są filmy, które przykuwają do ekranu pojedynczymi scenami, tu zaś przez całe 140 minut siedziałem przed telewizorem wstrzymując oddech (sam nie wiem jak to przeżyłem, przy napisach końcowych musiałem być już na twarzy purpurowy :p). Rewelacja, bez dwóch zdań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakbyś poszedł do kina to w ciemności nikt nie zauważyłby purpury:)
      Ja mam ochotę obejrzeć jeszcze raz, chociaż po tym, co mi zrobił z resztką mózgu, która mi pozostała, nie wiem, czy to dobry pomysł:) A tik policjanta to dopiero geniusz:) Czad i tyle:).

      Usuń