środa, 24 września 2014

Mały apdejt do "Królów lata".


"Don't stop imagining. The day that you do is the day that you die"

1. Zdarza mi się myśleć o tym filmie częściej, niż o innych.
2. Biaggio jest jednym z najlepszych bohaterów filmowych ever!
3. Ta piosenka, która zrobiła mi środę.


Amen.

niedziela, 21 września 2014

Przechowalnia numer 12


Zapomniałam już, jak to jest oglądać filmy "festiwalowe". Ciągle tylko te Batmany, statki kosmiczne, te drzewa w doniczkach, krew, pot i łzy. Te Brady Pitty i Chrisy Pratty. A tu jesień nadchodzi, drzewa żółkną, swetry i szaliki wychodzą z domu o 6 rano. Klimat i ochota były. Zatem "Przechowalnia numer 12".
Co tu dużo pisać. Znowu obejrzałam bardzo dobry film. Dziękuję wam, o gnioty, że omijacie mnie często gęsto łukiem szerokim! 
Do hymnu! Film to opowieść o dziewczynie - Grace ( w tej roli Brie Larson) i chłopaku - Masonie (w tej roli John Gallagher Jr., który na szczęście nie śpiewał "Wonderwall" w wannie i na szczęście okazał się nie być spokrewniony z tymi dziwnymi kłócącymi się wciąż braćmi), którzy pracują w ośrodku wychowawczym, a poza pracą są parą kochającą się, a jakże.
Ośrodek wychowawczy, jak ośrodek wychowawczy. Różne dzieciaki z różnymi problemami. Jeden ucieka wciąż, okutany w amerykańską flagę tudzież inne ustrojstwo. Drugi marzy tylko o zgoleniu głowy acz boi się blizn, które w spadku zostawiła mu matka. Wreszcie ona - Jayden (Kaitlyn Dever), która przybywa do ośrodka na parę dni, nie chce jej się z nikim gadać, ciągle rysuje, a ścianę jej pokoju zdobią różnego rodzaju penisy, takie z opisem, co i jak, także lekcja anatomii przy okazji jak w mordę strzelił. Pouczające. I pracują sobie Grace i Mason, urządzają spotkania, grają w gry, odprawiają urodziny, rozmawiają, sporządzają raporty. Po prostu są umilając życie swym podopiecznym. Nie są terapeutami, psychologami, nauczycielami. Po prostu są, sprawują opiekę, pilnują, co by nikt nie uciekł, przetrzepują pokoje itd. W międzyczasie okazuje się, że Grace jest w ciąży. W drugim międzyczasie okazuje się, że być nie chce. W trzecim międzyczasie zaprzyjaźnia się z Jayden. I koniec o fabule, bo znowu mi tu napisze jeden z drugim, że spoileruję. 

Co jest ważne. Pomału, pomału, po nitce do kłębka wychodzi na jaw przeszłość Grace. Nie jest różowo. Jest do dupy. Czas ran nie leczy, chyba, że jakieś mini nic nie ważne ranki. Jest stres, są nerwy. Jest dziecko w brzuchu. Jest jeszcze Mason, który do Grace dotrzeć nie umie, choć chce. Wreszcie, jest Jayden. Reżyser odkrywając kolejne karty z życia Jayden pokazuje nam trochę Grace. Grace, która chce za wszelką cenę pomóc Jayden chce rozliczyć się ze swoją przeszłością. Mason nie wie o co chodzi, jest tak psio zakochany, że żal mi dupę ściskał. Wszystko by zrobił, gdyby tylko mógł. Jest dobry, za dobry. I wrażenie mam, że to nie Grace powinna pomagać. To jej powinno się pomóc. To ona jest tym dzieckiem z ośrodka. Praca przenika do życia bo nagle to, z czym zmagają się dzieciaki dotyczy także jej. 

Dobry to film jest. Wycisnął mi łzy, choć pewnie jeszcze z rok temu nie ruszyłby mnie w ogóle. Życie, panie. Wkurzałam się. Pieprzeni rodzice, którzy doprowadzają dzieci do takich stanów, że nic tylko siąść i pierdyknąć se w łeb. I ja to wiem, wiedziałam to od zawsze. Nie ma złych dzieci, są tylko źli rodzice. I zaczęłam się zastanawiać. Każdy z nas ma jakąś tam traumę z dzieciństwa. Mniejszą, większą, może kilka. Te cholernie smutne oczy. I te teksty starych bab "ta młodzież teraz to jest taka a taka...". I współczułam im wszystkim i każdemu z osobna. Wiem jednak, że ciut ten ośrodek jest wyidealizowany. Za grzeczne te dzieciaki. Normalnie wygląda to trochę inaczej. Wiem, byłam, wytrzymałam dwa dni i poszłam do innej pracy (na szczęście). 
Reasumując. Polecam bardzo. Fajny klimat, cisza, smutek i współczucie. Przystojny Mason z brodą i długim włosem. Fajny rower Grace. Minus jest jeden - jak się wali to wszystko, teraz, w tym momencie. Nagromadzenie złych wydarzeń na trzy czte ry. Ale czymże jest jeden minus? 
Oglądajcie zatem. Na złość efektom specjalnym:).

(zdjęcia pochodzą ze stron: www.filmweb.pl, http://reelchange.net/,http://www.ojaifilmsociety.org/)

niedziela, 14 września 2014

Cold in July

(plakat masakra. nie wiem co autor miał na myśli...)
Muszę przyznać, że ciut się bałam. Trailer trochę skierował mój mózg na "Blue Ruin" i pomyślałam "onieeeonieonieee tylko niee tooo". Ale, jak to zazwyczaj bywa, trailer wiosny nie uczynił. Obejrzałam. Dzięki Ci Panie Boże. Kolejny film, po którym noc była niespokojna, sny obrzydliwie ohydne, a ranek ciężki. Ale czegóż można się spodziewać, kiedy Dexter gra pierwsze skrzypce? No juha być musi. 

Mamy oto rodzinkę, jakich wiele. Mama, tata i synek. Rok 89. Jest noc. Rodzinka śpi snem spokojnym, kiedy nagle jakiś dźwięk niemiły budzi małżonkę szanowną (swoją drogą, co to jest, że kobiety mają taki słaby sen? moja mama ZAWSZE wiedziała, o której wróciłam! Co do minuty gaddemit!). Mąż, główny bohater - Richard, sięga po broń, schodzi na dół, zauważa tajemniczego kolesia, co to wygląda na włamywaczo-złodziejo-morderco-gwałciciela i spanikowany strzela. Koleś ginie. Wpada policja, ależ ależ, Richard, nic się nie stało, self defense, jesteśmy z Ciebie dumni, szukaliśmy go wcześniej, złożysz zeznanko i dobranoc, miłego życia. Richard, porządny obywatel, twórca ram wszelakich, mąż nauczycielki nie potrafi jednak pogodzić się ze swym czynem. Udaje się zatem na pogrzeb oprycha, gdzie spotyka mojego ulubionego aktora, który jest w każdym filmie i za to go kocham - Sama Sheparda. Sam, a raczej Russel okazuje się być ojcem tego, co to już gryzie glebę. I cóż. Delikatnie grozi Richardowi. Potem zaczyna się stres i nerwica, policja pod domem i ochrona, Russel nad łóżeczkiem synka (matko, jaka scena, ciary po plecach i strach przed nocnym pójściem na siku, czułam, że będzie się czaił gdzieś przy szafce z butami). Richard udaje się na posterunek i nagle widzi na ścianie zdjęcie. Zdjęcie poszukiwanych. Nazwisko kolesia, którego Richard zabił ale twarz jakby nie ta. I tutaj film się zaczyna. Dla mnie przynajmniej. Policja coś tam ściemnia, że mu się wydaje, że pewnie nie widział twarzy, a Richard, moi drodzy, twarz widział prześwietnie. Pewnej nocy dostrzega zabawę policjantów. Szarpią się z Russelem, wstrzykują mu coś, polewają alkoholem i kładą na tory. Richard, który już wie, że z synem Russela ma tyle wspólnego, co ja z białymi kozaczkami, ratuje nieszczęśnika, po czym tłumaczy to i owo. Że coś tu śmierdzi, że to nie jego syna zabił, że o co tu, do cholery, chodzi. Do dwójki naszych bohaterów dołącza zajebista postać - Jim Bob (Don Johnson) i tak pomału, po sznurku do celu, panowie trafiają na prawdziwego syna Rusella, jednak to, co odkrywają nie jest już takie miłe i zabawne. Zabawy z prostytutkami, kręcenie filmów i rozbijanie głów dziewczęcych bejzbolem. Takie tam, wiecie, młodzieńcze rozrywki na poziomie. Cel jest jeden - zabić gnoja! A w zasadzie gnojków. I kij tam czyj to syn jest, taki ktoś nie ma prawa żyć. I sieka, masakra, krew spływająca z lamp, spocone grubasy z lokami (mokra włoszka) i tekst, żem ja Twoim ojcem jest, giń zwyrolu! Tak się sprawy po męsku załatwia. Dziękuję.

Trzeba ten film zobaczyć, nie ma w ogóle dyskusji i marudzenia. Świetny klimat, niby nic ale czułam na skórze jakiś taki brud, mrowienie pod kopułą i momentami wielkie obrzydzenie, choć normalnie, w innych filmach, krew kapiąca skądś tam nie robi na mnie żadnego wrażenia. Świetna muzyka, potęgująca nerwowość i napięcie ale nie tak, że nie można usiedzieć. Akurat, w punkt. Świetny Dexter, który ze zwykłego obywatela przeobraża się w lojalnego kumpla wymierzającego sprawiedliwość na prawo i lewo. No i Don Johnson. To ci dopiero kałboj. Fajna postać, czasem chlapnie coś zabawnego, coś wywęszy no i jeździ samochodem, który pasowałby mi do paznokci. 
Polecam. Naprawdę bałam się "Blue Ruin" numer dwa, na szczęście można zrobić dość powolny, klimatyczny, nie narwany film, który będzie trzymał w napięciu i ciężką pięścią walił po głowie. 
Na długo zostaje w pamięci. Polecam raz jeszcze. W ramach odpoczynku od efektów specjalnych, pięknych kobiet i jeszcze piękniejszych mężczyzn. Aloha! 

(zdjęcia pochodzą ze stron: http://www.showfilmfirst.com/, http://opium.org.pl/, http://www.flicks.co.nz/)