niedziela, 22 września 2013

One way or another

Uwielbiam muzykę. Kiedyś nawet kochałam. Teraz kocham filmy. Jeśli chodzi o muzykę lubię być odkrywcą. Szukać nowości, odsłuchiwać, sprawdzać najbliższe koncerty ale najbardziej chyba wielbię covery. Nie chodzi mi tutaj o odśpiewanie czyjejś piosenki i zgarnianie grubej kasy, bo oto zaśpiewałam/łem super ekstra przebój, który wszyscy znają, a raczej o wyszukiwanie (przez artystów) perełek i granie tychże po swojemu. A już naj najbardziej uwielbiam słuchać piosenki i po jakimś czasie dowiadywać się, że jest coverem. Tak było na przykład z Jose Gonzalezem i "Heartbeats". Przepiosenka z reklamy pełnej kolorowych piłeczek i takiej fuj skaczącej żaby. Kiedym się dowiedziała, że to cover...szok! Oryginał podoba mi się bardziej, mimo, że kochałam szczerze wersję Gonzaleza. Do czasu...
Cover:


Oryginał:


 I co zeżarło? Zeżarło!  Przyszła pora na kolejny cud. U u u ajm on fajer. I to jak:
Oryginał:


Niczego sobie, spoko loko, luz i spontan i jak to się tam jeszcze teraz młodzieżowo wyraża. Ale cover. O matko!!!! Czadzicho:

No jak tego słucham to jestem fest on fajer. Bardzo, bardzo uwielbiam!
A na koniec, drogie dziatki, hit ostatnich miesięcy. Ukochany bojsbend mej 10cio letniej bratanicy czyli tadaaaammm:
Eh, piękna ta młodzież. Taka światowa. I znowuż, niczego nie świadoma, pewna byłam, że to oryginał. Ale gdzie tam! Ta fajna blondynka, która śpiewała, że Mariiijjaaaaa i Heart of glass moje ukochane One way or another śpiewała, kiedy tych chłopaków na świecie jeszcze nie było. O!



No jest moc! Nie?
That's all folks!




środa, 18 września 2013

Wikingowie

Muszę zrobić mały apdejt. Pojawił się bowiem kolejny serial, który po prostu zeżarł. "Wikingowie"!!! Tadaamm!!. Pierwsze dwa odcinki jakoś tak się nudziłam, nawet te wszystkie brody i długie włosy jakoś tak mnie nie zadowalały, nawet ta szarość nieba i piękne kolczyki niewiast nie przemawiały. Aż tu nagle pojawił się odcinek trzeci i zdarzyła się miazga połączona 
z masakrą. Ten serial naprawdę jest genialny! Brudny, czarny, krwisty. Pierwszy raz nie polubiłam żadnego z bohaterów. Tzn. polubiłam ale później przestałam. Życie. Albo raczej - facet. Wikingowie są takimi prostakami, że aż trzeszczy, żrą jak świnie, bekają i hmmm jakby to nazwać... nie wiem...no robią to, co my nazywamy "kochaniem się". Z każdą napotkaną kobietą. Nieważne czy żona, córka i syn patrzą. Wikingowie walczą, zdobywają, podbijają i biorą niewolników. Konkretnie jednego.  Ostatni odcinek pierwszego sezonu siedzi mi ciągle w głowie. Jestem zła, wściekła 
i pozbawiona złudzeń. Faceci. Nie chcę pisać o co chodzi, bo nie o to chodzi:). Nie znoszę spojlowania. 
W każdym bądź razie bardzo polecam. Zakończenie pierwszego sezonu jest wielce obiecujące i jatka to dopiero będzie. Trzeba mi czekać do 2014 roku. Ale przecież powraca Homeland. Helll jeeaaahh!:)
Ps. Ale ten Ragnar, bohater główny, wygląda jak Jax Teller, czyż nie??!?!?!?!